„Mała ciąża – duża strata” – rozmowa z dr Anną Czyżkowską, psychologiem w OVIklinice
OVIklinika: Czy odczucia po poronieniu można porównywać z żałobą?
Dr Anna Czyżkowska: Zdecydowanie tak. Poronienie jest utratą, a reakcje na utratę są porównywalne z żałobą.
OVI: Skąd tak silne reakcje, skoro to dziecko jeszcze nie przyszło na świat?
Dr A. Czyżkowska: Więź rodzica z dzieckiem zaczyna się już w trakcie ciąży, w rodzicu. Więź obejmuje myśli na temat dziecka (marzenia, fantazje, rozważania, oczekiwania, wyobrażenia), emocje z nim związane (czułość, miłość, a także np. lęk) oraz zachowania wobec nienarodzonego dziecka (np. troska, opieka). W głowie i emocjach rodzica to dziecko już JEST. Poronienie to nagłe, niespodziewane, nieplanowane, dramatyczne przerwanie tego wszystkiego. Dlatego rodzice mogą to odczuwać jakby odebrano im dziecko, które już „mieli”.
OVI: Czy siła przeżyć zależy od etapu ciąży? Późniejsze poronienia (np. w 3 trymestrze) są dramatyczniejsze niż te wczesne?
Dr A. Czyżkowska: Nie da się bólu straty mierzyć tygodniem ciąży. Jest takie powiedzenie, które gdzieś przeczytałam i często przytaczam parom: „mała ciąża – duża strata”. Zwłaszcza pary, które mają długą historię walki o zajście w ciążę wiedzą, jak wielka to sprawa i jak wielka strata. Uczulam zawsze lekarzy, by jednak dbali o delikatność w rozmowie z parami – niestety nadal bywają specjaliści, którzy mówią kobietom w ciąży „do 12 tygodni to jeszcze nie dziecko”, „nie ma po czym płakać”. Niezwykle trudną jest też sytuacja, gdy kobieta czekająca na zabieg po obumarciu płodu przebywa na sali z kobietami ciężarnymi i z noworodkami. Sama przeżyłam dość dramatyczne zderzenie z naszą służbą zdrowia, gdy w 7 tygodniu ciąży, z krwawieniem przesiedziałam na izbie przyjęć szpitala położniczego 7 godzin na drewnianym krześle, bez jedzenia i picia, ponieważ miałam „niski priorytet”. Osoby w bardziej zaawansowanej ciąży miały szanse na jej uratowanie, a ja, jak widać, według systemu i tak byłam bez szans, a taka mała ciąża, to niewielka strata. Pamiętam, jak siedziałam tam i zastanawiałam się jak to możliwe, że kompletnie nikt nie widzi mojego osobistego dramatu. Zdjęcie tamtego USG (wykonanego w końcu po tych 7 godzinach) trzymam oprawione do dziś, w szufladzie.
OVI: Czy wszyscy rodzice tak dramatycznie to przeżywają?
Dr A. Czyżkowska: Nie, nie wszyscy. Pamiętam historię pewnej młodej pary – to były 26-letnie osoby, ale doświadczone już kilkukrotnym poronieniem. Przy czwartym poronieniu pani załamana płakała, że straciła czwarte dziecko, a jej mąż zdziwiony mówił, że przecież będą jeszcze mieli dziecko, trzeba po prostu spróbować kolejny raz i tyle. Najważniejsze jest moim zdaniem pozwolić każdemu przeżywać tę sytuację po swojemu, nie obarczając go poczuciem winy za to jak to przeżywa. Każdy radzi sobie ze smutkiem inaczej, a w parze nadajemy różną wagę tym samym wydarzeniom. Dajmy sobie do tego prawo.
OVI: Czy to typowe, że mężczyźni przeżywają tą stratę mniej niż kobiety?
Dr A. Czyżkowska: Nie wiem czy typowe, ale zdarza się. Jest taka teoria, która mówi, że kobieta doświadcza ciąży bardzo szybko, ponieważ zmienia się jej ciało, biologia, samopoczucie, funkcjonowanie. Konfrontuje się z tym, że rosnie w niej dziecko już w pierwszym trymestrze ciąży i daje ono jej o sobie znać przez całe 9 miesięcy. Tata z dzieckiem „spotyka się” tak naprawdę na USG, a potem dopiero po porodzie. Może dlatego nie zawsze czuje się tak silnie z nim związany. A im silniejsza więź, tym silniejsze uczucie utraty. Ale lepiej nie uogólniać, każdy ma prawo w swoim tempie budować więź i po swojemu przeżywać utratę, bez względu na płeć.
OVI: Co mogłoby pomóc w sytuacji przeżywania tej utraty?
Dr A. Czyżkowska: Po pierwsze nieunikanie tematu, gotowość do rozmowy i empatycznego wysłuchania, przyjmowanie uczuć nie zaprzeczając im (właśnie zdaniami typu: „Nie płacz, będziesz mieć następne”). Pomaga też sięgnięcie po wsparcie osób, które przeżyły to samo. Są teraz różne grupy wsparcia, strony w internecie grupujące rodziców z podobnymi doświadczeniami (np. www.poronienie.pl, www.dlaczego.org, www.przerwaccierpienie.org.pl). To co może pomóc to też pewne symbole i rytuały takie jak nadanie imienia nienarodzonemu dziecku, msza, modlitwa, pochówek, pisanie dziennika czy listu do nienarodzonego dziecka. Można też na swój sposób oddać dziecku hołd zamiast baby shower czy radosnej chwili narodzin – nawet choćby poprzez nadanie imienia czy zapalenie świecy (można ją potem zapalać co roku na znak pamięci). Widziałam też piękny rytuał grupy rodziców dzieci utraconych polegający na wysłaniu „do nieba” białych balonów z helem, z zapisanymi na nich imionami dzieci. Dzień Dziecka Utraconego, który obchodzimy 15 października też jest takim rytuałem. Tego dnia wiele myśli, rozmów, modlitw, wpisów w mediach społecznościowych służy upamiętnieniu tych dzieci, których z nami nie ma, a miały być.
OVI: Czemu te rytuały mają służyć i w jakim sensie pomóc? Czy to nie jest niepotrzebne rozgrzebywanie ran?
Dr A. Czyżkowska: To częste pytanie. Badania mówią, że lepiej dziecko nazwać i się z nim pożegnać, niż tkwić w obszarze braku realnych wspomnień i fantazji, które utrudniają proces żałoby. Chodzi o to, żeby zaznaczyć – sobie i innym – że to dziecko naprawdę było i mam prawo cierpieć po jego stracie. W naszych myślach, emocjach, planach, ono już było. A wszyscy dookoła zachowują się, jakby go nie było, jakby to była tylko fantazja. Pamiętam jak te 11 lat temu siedziałam na izbie przyjęć, wszyscy dookoła mnie biegali i ratowali inne przypadki, a mnie jakby wcale nie było. Jakby moje dziecka też jeszcze nie było, jakbym je sobie wymyśliła.
Walczmy z niebytem nienarodzonych dzieci.
Dr Anna Czyżkowska – psycholog, seksuolog i terapeuta, wspiera Pacjentów OVIkliniki podczas leczenia niepłodności. Dlaczego wsparcie psychologiczne jest bardzo ważne – dowiecie się z poprzedniego wpisu tutaj.
Jeśli potrzebujecie wsparcia – zachęcamy do umówienia się na wizytę pod nr tel. 22 112 56 00.